11-29-2011, 4:56
Temat w zasadzie poruszany, ale rozwinę wątek.
Kupiłem KA7 w marcu b.r. Przebyłem za nią łącznie z 500km (w obie strony) Wstępne oględziny : nadkola do roboty, nadszybie przednie do poprawek lakierniczych (szyba pęknięta) z tyłu purchel, więc w zamyśle wymiana z poprawkami. Silnik, skrzynia bez zastrzeżeń,zawiecha nie tłucze, gaz na gwarancji - biorę.
Po zakupie wyjazd za granicę do pracy - wszystko ok, tylko gaz do regulacji. Znów trasa. Gaz na gwarancji wyreperowany. Pora na warsztat. Niestety muszę wyjeżdżać do pracy. Tam pokatuję służbówki Więc auto przekazuję bratu z kartką dot. kolejności napraw. Wyjeżdżam...
Z tego co mówi brat, na pierwszy rzut poszły tarcze hamulcowe tyłu. CZY MOŻLIWE JEST żeby przy ich wymianie nie zauważyć zakrzywienia belki i mocowania do niej wahacza na dystansach z nakrętek i podkładek?
Ale dalej... skoro zrobiłem tyle kilometrów i było ok, więc warsztat wymienia nadkola (po co? przecież auto jest do prostowania... chyba że nie było krzywe gdy brat je oddawał...)
Przyjeżdżam do kraju - auto jakoś wygląda, ale pewne rzeczy po prostu zwalają z nóg - szkoda rozwlekać temat drobiazgów. Kiedy wszystko już prawie jest gotowe (auto stało na warsztacie ok 3 m-ce) dzwoni pan "kierownik warsztatu" i mówi że do roboty jest wahacz (ten sam mocowany na podkładki!!!) i ogólnie to coś jest chyba nie tak z tym autem. Czemu tego nie powiedział przed całą robotą?? Co do czego, to na ramę geometryczną auta nie przyjęli, bo już poskładane, pomalowane itp. a jak coś to się rozlezie w szwach i nie ma sensu.
OK, już wiem że nie jest dobrze, ale to nie koniec... zaczynają wariować obroty, ogrzewanie nie działa, kieszeń na płyty wciśnięta chyba odwrotnie w zmieniarkę (nie czyta cd,nie chce się wyjąć). Temat poruszany, instalacja pojarana przy spawaniu podłogi - nieudolnie klecona do kupy - kolejny warsztat mówi o szczęściu że auto nie spłonęło. Zaczęło świecić słońce... Patrzę na tą śliczną nową szybę i już wiem, że to nie resztki pasty polerskiej. To klar! tak samo jak na innych szybach, lampach i oponach w okolicy lakierowania.
Kolejny "psikus" to brak 2 litrów płynu chłodzącego. A myślałem że to termostat się popsuł.... Myślę że mogę śmiało domniemywać iż przy takim stanie rzeczy silnik stracił kompresję i bóg wie co tam jeszcze się stało. Przy takiej fachowości możliwe jest chyba upalanie kapci i kręcenie rogali, łącznie z przetrącaniem krawężników czego efektem jest krzywa zawiecha... Kolega Peter polecał super rozwiązania, ale będąc dziś w okolicy owego warsztatu, uświadamiając sobie coraz bardziej jaką fuszerkę odwalili raczej nie skuszę się na poprawki w ich wykonaniu.
Z drugiej strony sytuacja jest skomplikowana, bo na drodze sądowej jest to walka o niewielką kasę, ale jestem tak znerwicowany całokształtem sprawy że nie odpuszczę, chamstwa nie zniesę. I tu zaczyna się papierologia. Nie lubię, i domyślam się że potrwa... Ktoś zna jakiegoś dobrego prawnika?, bo to chyba wydział gospodarczy...
Kupiłem KA7 w marcu b.r. Przebyłem za nią łącznie z 500km (w obie strony) Wstępne oględziny : nadkola do roboty, nadszybie przednie do poprawek lakierniczych (szyba pęknięta) z tyłu purchel, więc w zamyśle wymiana z poprawkami. Silnik, skrzynia bez zastrzeżeń,zawiecha nie tłucze, gaz na gwarancji - biorę.
Po zakupie wyjazd za granicę do pracy - wszystko ok, tylko gaz do regulacji. Znów trasa. Gaz na gwarancji wyreperowany. Pora na warsztat. Niestety muszę wyjeżdżać do pracy. Tam pokatuję służbówki Więc auto przekazuję bratu z kartką dot. kolejności napraw. Wyjeżdżam...
Z tego co mówi brat, na pierwszy rzut poszły tarcze hamulcowe tyłu. CZY MOŻLIWE JEST żeby przy ich wymianie nie zauważyć zakrzywienia belki i mocowania do niej wahacza na dystansach z nakrętek i podkładek?
Ale dalej... skoro zrobiłem tyle kilometrów i było ok, więc warsztat wymienia nadkola (po co? przecież auto jest do prostowania... chyba że nie było krzywe gdy brat je oddawał...)
Przyjeżdżam do kraju - auto jakoś wygląda, ale pewne rzeczy po prostu zwalają z nóg - szkoda rozwlekać temat drobiazgów. Kiedy wszystko już prawie jest gotowe (auto stało na warsztacie ok 3 m-ce) dzwoni pan "kierownik warsztatu" i mówi że do roboty jest wahacz (ten sam mocowany na podkładki!!!) i ogólnie to coś jest chyba nie tak z tym autem. Czemu tego nie powiedział przed całą robotą?? Co do czego, to na ramę geometryczną auta nie przyjęli, bo już poskładane, pomalowane itp. a jak coś to się rozlezie w szwach i nie ma sensu.
OK, już wiem że nie jest dobrze, ale to nie koniec... zaczynają wariować obroty, ogrzewanie nie działa, kieszeń na płyty wciśnięta chyba odwrotnie w zmieniarkę (nie czyta cd,nie chce się wyjąć). Temat poruszany, instalacja pojarana przy spawaniu podłogi - nieudolnie klecona do kupy - kolejny warsztat mówi o szczęściu że auto nie spłonęło. Zaczęło świecić słońce... Patrzę na tą śliczną nową szybę i już wiem, że to nie resztki pasty polerskiej. To klar! tak samo jak na innych szybach, lampach i oponach w okolicy lakierowania.
Kolejny "psikus" to brak 2 litrów płynu chłodzącego. A myślałem że to termostat się popsuł.... Myślę że mogę śmiało domniemywać iż przy takim stanie rzeczy silnik stracił kompresję i bóg wie co tam jeszcze się stało. Przy takiej fachowości możliwe jest chyba upalanie kapci i kręcenie rogali, łącznie z przetrącaniem krawężników czego efektem jest krzywa zawiecha... Kolega Peter polecał super rozwiązania, ale będąc dziś w okolicy owego warsztatu, uświadamiając sobie coraz bardziej jaką fuszerkę odwalili raczej nie skuszę się na poprawki w ich wykonaniu.
Z drugiej strony sytuacja jest skomplikowana, bo na drodze sądowej jest to walka o niewielką kasę, ale jestem tak znerwicowany całokształtem sprawy że nie odpuszczę, chamstwa nie zniesę. I tu zaczyna się papierologia. Nie lubię, i domyślam się że potrwa... Ktoś zna jakiegoś dobrego prawnika?, bo to chyba wydział gospodarczy...